„Po dzisiejszym wieczorze moje
myśli rozbiegły się na wszystkie strony, nie próbuję zasnąć, ani nawet położyć
się, bo to nie ma najmniejszego sensu. Przed naszym spotkaniem, jak zwykle
marudziłam w kuchni, poprawiłam serwetki na stole, zapaliłam świeczkę pod
imbrykiem z herbatą, pokroiłam czekoladowe ciasto. Nawet mnie nie zaskoczyło
wcześniejsze pukanie do drzwi, kiedy w efekcie okazało się że to tylko sąsiad
przypomniał mi uprzejmie o zostawionych w zamku kluczach.”
To miało być nasze ostatnie już,
siódme cotygodniowe spotkanie. Wcześniej poznaliśmy się przypadkiem. Braliśmy
udział w tym samym warsztacie rozwoju osobistego, mieliśmy na nim przegadać coś
w parach, zostaliśmy przydzieleni sobie na 3 minuty. Wystarczyło nam czasu, aby
ustalić sobie program siedmiu sesji rozmów o „gryzących nas sprawach”.
Okazuje się, że nie trzeba wiele, wystarczą 3 minuty, jeżeli w odpowiednim
miejscu i czasie spotkają się podobnie myślące i podobnie działające osoby.
Oboje potrzebowaliśmy, jak najbardziej neutralnego i jak najmniej osobiście
zaangażowanego partnera do przerobienia naszych problemów.
„Nasza ostatnia rozmowa nie
była takim super merytorycznym podsumowaniem cyklu, jak to sobie wcześniej
planowaliśmy. Zdania po prostu z siebie wyrzucaliśmy, gubiliśmy wątek
,dyskutowaliśmy chaotycznie. Miałam wrażenie jakby to nie słowa były
najważniejsze w tym naszym dialogu. Wyglądało tak, że nawet gdybyśmy rozmawiali o
prognozie pogody, to stwierdzenie „jutro będzie 25 stopni w cieniu” mogło
przywołać jakiś nieprzewidziany ładunek emocji. Przepracowaliśmy wiele tematów
i chciałabym przynajmniej domknąć tę siódma sesję, dlatego piszę.
Nieoczekiwanie dla nas, mocno
przerobiliśmy skutki spontanicznej, otwartej rozmowy „twarzą w twarz”.
Takiej rozmowie nigdy nie będzie w stanie dorównać nawet najbardziej szczera
korespondencja mailowa, ani żadna konwencjonalna koleżeńska, sąsiedzka, czy
nawet rodzinna dysputa. Nasze emocje zaczęły wybuchać jak fajerwerki, chociaż
wyznaczyliśmy sobie wyraźny cel i wyraźnie się odcięliśmy od dwuznaczności i
niejasności. Poczułam dużą przewagę takich spotkań nad kontaktem wirtualnym.
Uwaga, teraz nastąpi światły wniosek: Spotkanie bezpośrednie dwojga ludzi jest
zawsze spotkaniem pięciu zmysłów. Zmysły moje kontra zmysły Twoje, czy chcemy
tego, czy nie, czy uświadamiamy sobie, czy też nie.
Dzisiaj spotkaliśmy się po raz
ostatni. Niezależnie od naszych intencji zmysły zapamiętają zapach jaśminowej
herbaty, smak czekoladowego ciasta, mocny uścisk dłoni przy powitaniu, widok
Twojego rozbawionego wzroku i wyraźny ciepły ton Twojego głosu. Teraz wracamy
do codzienności, oczyszczeni z balastu naszych problemów, rzucamy się w wir
bieżących spraw i już za miesiąc, dwa zapomnimy o naszych emocjonalnych
rozmowach. Tylko pewnego, deszczowego, listopadowego dnia sięgnę odruchowo po
ciasto czekoladowe, a po ciężkim pracowitym dniu zaparzę sobie, nie wiadomo
dlaczego jaśminową herbatę”.
Małgosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz