wtorek, 15 grudnia 2015

Historia pisania kolorami

Ten tekst powstał z połączenia moich ulubionych aktywności: malowania olejem i pisania, którymi najchętniej wypełniam swój wolny czas. Tym razem dla ożywienia kolorów zamiast pędzla użyłam opisu. W opisie natomiast starałam się posługiwać wyłącznie kolorami. Celem było oczywiście wyrażenie emocji, do których każdy może dopisać własną historię.

Kolory... Z przygnębiającej ciemnością i zimnem ulicy przeniosłam się do przestronnego pomieszczenia w całości wypełnionego kolorami. W ciszy obserwuję ich ruchy i kształty. Pomarańczowe kule opadają na podłogę powoli rozlewając się w okrągłe plamy, a kiedy osiągną już maksimum rozmiaru zaczynają parować, unosząc się w górę, delikatną, pomarańczową mgłą. Mgła równomiernie wypełnia przestrzeń, nabiera intensywności barwy, lecz wciąż pozostaje przeźroczysta.
Kolory nie mieszają się ze sobą, każdy z nich ma inną naturę. Z zagęszczonego tła zaczyna wydobywać się czerwień, jest gwałtowna i gorąca, jak języki ognia, niespokojnie porusza się wzdłuż i wszerz całego pomieszczenia. Falisto-wężowym ruchem wywołuje pojawianie się pozostałych kolorów, które obojętnie, leniwie tkwią w powietrzu. Wreszcie czerwień, jakby zmęczona opada, podnosi się trochę i w takiej konfiguracji ruchu już pozostaje.
Ciszę, oczekiwanie, pozorny spokój przerywa fiolet. Fiolet tkwi uparcie w jednym miejscu. Im bardziej udaje mu się przyciągnąć uwagę, tym staje się cięższy, wyziębia pomieszczenie, a pozostałe kolory bledną. Nie można od niego oderwać wzroku. W zimnym otoczeniu aktywuje się zieleń, przykleja się do ściany, jest ogromną rozlana plamą, która pełzającym ruchem zaczyna się przemieszczać. Zieleń z fioletem przywołują smutek ulicy, są obce, mętne. Zakończenie pesymistyczne, dominuje szarość, znika ostrość widzenia.

Ja wybieram optymistyczne, żółty, radosny pył drgający wokół czerwieni.


Małgosia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz