Opowiadanie przedstawia „pierwszy
moment zastanowienia”, czyli taki czas w życiu, kiedy pojawia się silna
potrzeba wyjścia poza utarte ścieżki. Powoduje ona, że zaczynamy działać, ale
nie wiemy jeszcze w jakim kierunku zamierzamy pójść.
W czasie dzisiejszego spaceru
odważyłam się wejść do lasu. Planowałam to już od kilku dni, ale brakowało mi
odwagi. Szłam pod starymi drzewami, mijałam przeplatane zielskiem chaszcze.
Roślinność wokół zagęszczała się i moje myśli również były coraz bardziej
pogmatwane. Zastanawiałam się czy to jakaś prastara wiedza prowadzi mnie do
nowego miejsca, czy może tylko moja szukająca wrażeń wyobraźnia chce się dobrze
bawić. Zobaczyłam przed sobą niewielką polanę, która tylko przez chwilę
wydawała się porośnięta intensywnie zieloną, soczystą trawą. Po krótkim czasie
stała się już betonową, zimną, zawilgotniałą posadzką, a mgliste powietrze
wypełniło się kształtem pozbawionej mebli komnaty zamkowej. Spacer przestał być
przyjemny, bo nogi, albo grzęzły, albo ślizgały się po zabłoconym podłożu.
Spojrzałam mimochodem na jedną ze ścian. Wisiały na niej obrazy przedstawiające
makabryczne sceny polowań – symbole złudnego poczucia dumy i opatrznie
rozumianego zwycięstwa Miejsce wywołało
u mnie odrażające uczucia, wycofałam się i zawróciłam, idąc ku tej samej leśnej
drodze, która mnie tutaj przywiodła. Powrót okazał się łatwiejszy. Było mi
lżej, ponieważ mogłam już odrzucić rozpraszającą ciekawość, a ponadto
rozpoznałam uczucia, budujące fałszywe ego, co zbudowało we mnie poczucie celu
wędrówki. W miarę, jak podążałam ścieżką, pytałam siebie: czego właściwie
szukałam, dlaczego z determinacją zdecydowałam się iść? Kiedy myśli ustąpiły
wzmocniła się uważność, zmienił się krajobraz. Obserwowałam drzewa w
najdziwniejszych kształtach i kolorach oraz ich aksamitne, ociężałe liście,
zaglądałam w zdziwione oczy ptaków, które chyba po raz pierwszy w życiu
zobaczyły taką istotę, jak ja. Ptaki prawdopodobnie nie znały lęku, jedynie
zrywały się gwałtownie do szybkiego lotu w różnych kierunkach, torem strzały,
falowania lub spirali. Wydało mi się możliwe, że tory ptasich lotów
tworzyły geometryczne wzory, swoisty
kod, którego nie potrafiłam odczytać. Być może udzielały mi właśnie cennych
wskazówek językiem nieznanej matematyki. Niestety tzw. edukacja wymazała mi z
pamięci ich język, wpoiła do głowy posiekaną wiedzę, gotowe odpowiedzi, których
nie powinnam znać, dopóki nie dowiem się czegoś więcej o sobie. Rozważania
przerwało mi nieoczekiwane spotkanie. Na ścieżce zobaczyłam dziewczynę i co
ciekawe, odniosłam wrażenie, że znam ją bardzo dobrze. Poczułam się zmęczona
wędrówką, pytaniami, myślami. Usiadłyśmy razem, jak stare przyjaciółki pod
jednym z dziwacznych drzew. Nie rozmawiałyśmy ze sobą, ale czułam wyraźnie, że
ona wie o tych makabrycznych obrazach, które zobaczyłam na polanie. Ona znała
historię tego lasu, wiedziała dlaczego nie ma w nim zwierząt. Obie czułyśmy to
samo, chociaż spotkałyśmy się w miejscu, jakie dla wielu osób nie istnieje. Różniło
nas to, co jest pozorne, zewnętrzne, a tak naprawdę nie ma większego znaczenia.
Różniło nas pochodzenie, kolor skóry, sposób okazywania emocji, mówiłyśmy
różnymi językami A jednak obie
potrafiłyśmy dotrzeć do tego samego miejsca. Ja, niebieskooka blondynka w
luźnym swetrze i w obcisłych dzinsach i ona, dziewczyna z długimi czarnymi
włosami w kolorowej, obwieszonej ozdobami sukience.
-Czy powinnam zostać na tej
ścieżce? -zapytałam.
-Jeśli chcesz?
-Rozsądna odpowiedź – roześmiałam
się.
Słowa „jeśli chcesz” były
przeznaczone dla mnie. To była wskazówka na najbliższy czas mojego życia,
„jeśli chcesz dokonaj wyboru”, „jeśli chcesz bądź wytrwała”.
Poczułam się zmęczona,
rozpaliłyśmy ognisko. Był wieczór. Po raz pierwszy w tej podróży poczułam
zapach lasu, nowy, nieznany, świeży, trochę jakby migdałowy. Wsłuchałam się w
dźwięki otoczenia, niektóre z nich wpadały gwałtownie wprost do ucha, brzmiały
jak wesołe, perliste dzwoneczki. Roześmiałam się kolejny już raz, w tak bliskim
mi otoczeniu poczułam ulgę i radość. Zatańczyłyśmy wokół ogniska. Nasze kroki
powtarzały matematyczne wzory przekazane mi wcześniej przez ptaki. Czułam
egzotyczny zapach roślin, był to aromat gorzkiej pomarańczy, zmieszany z nutą czarnego bzu. Odczuwałam coraz większe zmęczenie, ognisko zaczęło przygasać.
Poczułam, że zasypiam. W tej samej chwili przyfrunął do mnie tęczowy ptak,
popatrzył mi w oczy i przekręcił głowę. Dostrzegłam na jego szyi złotą wstążkę,
a na niej zawieszone, starannie opakowane złotą folią malutkie pudełeczko. Ucieszyło
mnie ono jak wymarzony prezent świąteczny. To był sen...
Małgosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz