Uwielbiam klimat międzywojnia. Kojarzy mi się z
ułańską fantazją („Skończyły
się żarty, zaczęły się schody” - słynne
powiedzonko gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego przed wjazdem na koniu na pierwsze piętro hotelu
Bristol w Warszawie), szarmanckimi panami, wspaniałymi filmami komediowymi (z
takimi gwiazdami jak: Bodo, Żabczyński, Smosarska, czy Ćwiklińska). To czas
słynnych knajp jak choćby warszawska Adria, hucznych bali, bankietów,
dancingów. Trochę brakuje mi klimatów przedwojennej Warszawy. Odnalazłam je we…
Lwowie. Restauracja Baczyński przenosi nas w lata trzydzieste.
Źródło: Internet |
Poza wystrojem z epoki,
Źródło: zdjęcie własne |
Źródło: zdjęcie
własne
|
sączących się z głośników piosenek z filmów
lat 30-tych, potrawy i napoje także utrzymane są w klimacie epoki.
Jedzenie jest wyśmienite. Na każdym stoliku zainstalowany dzwonek,
którym można przywołać kelnera (zwłaszcza, że restauracja ma trzy poziomy). Bardzo
wygodne zwłaszcza dla nerwusów nie lubiących czekać na kelnera z rachunkiem.
Jestem wegetarianką i w tradycyjnej polskiej
kuchni trudno mi się odnaleźć (placków kartoflanych nie uważam za „zbilansowany
posiłek”, a za pierogami ruskimi nie przepadam). Tutaj wybór potraw warzywnych
był spory i zróżnicowany. Na początek podano roladę z buraków (!) w klimacie
słodkim (tak jak lubię), dla podkreślenia smaku z dodatkiem marmolady, orzechem
włoskim i suszoną śliwką.
Źródło: zdjęcie
własne
|
Na drugie zamówiłam Lasagne po Lwowsku. W pierwszym
momencie nie chciałam zamawiać tej potrawy. Lasagne – to potrawa włoska, a nie
kresowa. Kelner przekonał mnie, że słowo LWOWSKA jest tu kluczowe. Danie jest
tradycyjne. Rzeczywiście z włoską kuchnią nic wspólnego nie miała (no może poza
udziałem pasty): krótkie, grube wstążki makaronu zmieszane z kapustą i
grzybami. Wszystko przysypane wyrazistym serem (podejrzewam, że owczym). Smak
kwaskowaty, ale nie kwaśny. Kapusta w sam raz – delikatna, nie przekwaszona.
Dobrze komponowała się z makaronem i serem. Wszystko ładnie przybrane rukolą z
dwoma rodzajami kawioru.
Źródło: zdjęcie
własne
|
Do lasagne zamówiłam dynię w trzech smakach: na słodko–ostro
z jabłkiem i cynamonem, na pikantnie – z imbirem i kardamonem oraz tylko na
słodko – z suszoną śliwką. Słodko-ostra dynia dobrze wchodziła z kwaskowatym
smakiem lasagne.
Do picia wzięłam kompot z suszonych śliwek (odpowiednik naszego suszu).
Źródło: zdjęcie
własne
|
Na deser – ptysie, malutkie nie przesadnie słodkie,
lekko kwaskowate, w przybraniu z białej czekolady, z pięknie wygrawerowaną
cukrem-pudrem nazwą restauracji na talerzu.
Źródło: zdjęcie
własne
|
Baczewski – to marka kojarząca się z nalewkami. Oferta
nalewkowa w karcie zajmuje dwie strony. Trzeba było wybrać jedną. Gdyby człowiek
zaczął degustować wszystko, opuściłby ten zacny przybytek na czworaka. Wybór padł
na orzechówkę – dobrą na przeżarcie. Kelner przyniósł gustowne naczynka z
kieliszkami w kształcie kufelków. Nalewka spełniła swoje zadanie. Byłam w
stanie podźwignąć się od stołu J
Źródło: zdjęcie
własne
|
Wyszłam z lokalu o własnych siłach i chętnie
tam wrócę. Polecam. Chciałabym, żeby takie klimatyczne miejsca powróciły do
Warszawy. Może są, tylko ich jeszcze nie odnalazłam…
Paulina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz