niedziela, 29 listopada 2015

Kuchnia z klimatem – Restauracja Baczewski, Lwów


Uwielbiam klimat międzywojnia. Kojarzy mi się z ułańską fantazją („Skończyły się żarty, zaczęły się schody” - słynne powiedzonko gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego przed wjazdem na koniu na pierwsze piętro hotelu Bristol w Warszawie), szarmanckimi panami, wspaniałymi filmami komediowymi (z takimi gwiazdami jak: Bodo, Żabczyński, Smosarska, czy Ćwiklińska). To czas słynnych knajp jak choćby warszawska Adria, hucznych bali, bankietów, dancingów. Trochę brakuje mi klimatów przedwojennej Warszawy. Odnalazłam je we… Lwowie. Restauracja Baczyński przenosi nas w lata trzydzieste.


Źródło: Internet

Poza wystrojem z epoki,

Źródło: zdjęcie własne
odpowiednio wyglądającą obsługą,


Źródło: zdjęcie własne

sączących się z głośników piosenek z filmów lat 30-tych, potrawy i napoje także utrzymane są w klimacie epoki.
Jedzenie jest wyśmienite. Na każdym stoliku zainstalowany dzwonek, którym można przywołać kelnera (zwłaszcza, że restauracja ma trzy poziomy). Bardzo wygodne zwłaszcza dla nerwusów nie lubiących czekać na kelnera z rachunkiem.

Jestem wegetarianką i w tradycyjnej polskiej kuchni trudno mi się odnaleźć (placków kartoflanych nie uważam za „zbilansowany posiłek”, a za pierogami ruskimi nie przepadam). Tutaj wybór potraw warzywnych był spory i zróżnicowany.  Na początek podano roladę z buraków (!) w klimacie słodkim (tak jak lubię), dla podkreślenia smaku z dodatkiem marmolady, orzechem włoskim i suszoną śliwką.



Źródło: zdjęcie własne

Na drugie zamówiłam Lasagne po Lwowsku. W pierwszym momencie nie chciałam zamawiać tej potrawy. Lasagne – to potrawa włoska, a nie kresowa. Kelner przekonał mnie, że słowo LWOWSKA jest tu kluczowe. Danie jest tradycyjne. Rzeczywiście z włoską kuchnią nic wspólnego nie miała (no może poza udziałem pasty): krótkie, grube wstążki makaronu zmieszane z kapustą i grzybami. Wszystko przysypane wyrazistym serem (podejrzewam, że owczym). Smak kwaskowaty, ale nie kwaśny. Kapusta w sam raz – delikatna, nie przekwaszona. Dobrze komponowała się z makaronem i serem. Wszystko ładnie przybrane rukolą z dwoma rodzajami kawioru.



Źródło: zdjęcie własne

Do lasagne zamówiłam dynię w trzech smakach: na słodko–ostro z jabłkiem i cynamonem, na pikantnie – z imbirem i kardamonem oraz tylko na słodko – z suszoną śliwką. Słodko-ostra dynia dobrze wchodziła z kwaskowatym smakiem lasagne.
Do picia wzięłam kompot z suszonych śliwek (odpowiednik naszego suszu).


Źródło: zdjęcie własne

Na deser – ptysie, malutkie nie przesadnie słodkie, lekko kwaskowate, w przybraniu z białej czekolady, z pięknie wygrawerowaną cukrem-pudrem nazwą restauracji na talerzu.



Źródło: zdjęcie własne

Baczewski – to marka kojarząca się z nalewkami. Oferta nalewkowa w karcie zajmuje dwie strony. Trzeba było wybrać jedną. Gdyby człowiek zaczął degustować wszystko, opuściłby ten zacny przybytek na czworaka. Wybór padł na orzechówkę – dobrą na przeżarcie. Kelner przyniósł gustowne naczynka z kieliszkami w kształcie kufelków. Nalewka spełniła swoje zadanie. Byłam w stanie podźwignąć się od stołu J



Źródło: zdjęcie własne

Wyszłam z lokalu o własnych siłach i chętnie tam wrócę. Polecam. Chciałabym, żeby takie klimatyczne miejsca powróciły do Warszawy. Może są, tylko ich jeszcze nie odnalazłam…


 Paulina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz