Chciałabym
zaprezentować serię krótkich opowiastek o ukochanym czworonogu. Temat niezwykle
wdzięczny, pokazujący, jak życie nasze byłoby ubogie bez wiernych towarzyszy –
psów. Doceńmy je zatem. Nie traktujmy jak zabawki, kaprys, czy przykry
obowiązek, kiedy pora na spacer, a za oknem słota.
Głównym
bohaterem tego działu będzie Dharma – Owczarek Niemiecki, pies moich rodziców.
Dara – pacholęciem będąc
Ma
cztery łapy, merdający ogon (podobno wyrażający różne emocje), jak każdy pies,
ale dla mnie – to ten jeden, wyjątkowy:
Dharma,
choć wszyscy wołają ją Dara lub Mała.
Mała – to gwoli ścisłości paroletni Owczarek Niemiecki. Przezwisko wzięło się pewnie od tego, że gdy pojawiła się w mojej rodzinie miała 2 miesiące i była drugim psem obok dostojnej starszej już Sary (także Owczarka Niemieckiego). Mała, słodka, okropnie ruchliwa kluska, składająca się głównie z zębów ostrych niczym igły.
Mała w wieku 3 miesięcy, zdjęcie własne |
Przez
pierwsze dwa lata życia była wychowywana przez Sarę, póki ta nie przeniosła się
do lepszego wymiaru. Mała widziała w starszej koleżance mamusię. Sara
początkowo była zazdrosna i ją odtrącała. Potem już cierpliwie znosiła zaczepki
młokosa. Kiedyś spokojnie wędrowała na spacerze, podczas gdy małe diable
wisiało z zaciśniętymi zębami na jej szyi. Czasami traciła cierpliwość. Na
pamiątkę Mała ma lekko naderwane ucho.
Dara
nie sprawiała dużych kłopotów wychowawczych i tych utrapień na ogół wiążących
się ze szczeniakiem w domu, typu porozkładane gazety na podłodze i poobgryzane
kapcie. Jako szczeniak obsikiwała podłogi w domu tylko przez trzy dni. Rodzice
wzięli ją na sposób. Wyczuli, że odruch opróżniania pęcherza ma po tym jak się
budzi. Kiedy tylko przejawiała oznaki powracania do świadomości po krzepiącej
drzemce i zaczynała wiercić w swoim koszyku, natychmiast była brana pod pachy i
wyrzucana na podwórko. Było to o tyle proste, że rodzice mieszkają w domu na
łonie natury, a nie w bloku, więc dostęp do podwórka był szybki i prosty. Po
trzech dniach, Mała sama zameldowała piskiem, pod drzwiami wyjściowymi, że chce
na dwór. Rodzice w porę nie załapali meldunku, więc się zsikała pod drzwiami.
Od tej pory już wyczulili się na komunikaty płynące z pieska i w efekcie kałuże
na podłodze przestały być dla wszystkich problemem.
Dara
nie niszczyła też przedmiotów. Miała za to syndrom chomika, tzn. chowała sobie
do koszyka napotkane na swej drodze gadżety. Nie niszczyła, poprzestawała na
przywłaszczaniu. Kiedy zaginęła skarpetka lub gatki, na 99% należało ich szukać
w koszyku Małej.
Pewnej
nocy moją mamę obudziły jakieś niepokojące dźwięki. Na pierwszy rzut ucha
wydawało się, że w domu zagnieździły się myszy – bardzo duże myszy, ewentualnie
duchy. Szuranie, chrobotanie, coś jakby wleczenie, brakowało tylko posępnego
wycia. Wystraszona, zapaliła światło i zobaczyła małe psie ciałko wlekące po
drewnianej podłodze ładowarkę do telefonu. Ciałko ze swoją zdobyczą zmierzało
do koszyka, żeby dołączyć ją do kilku innych przedmiotów codziennego użytku
ukrytych pod siennikiem. Od tej pory, gdy ginęły ładowarki, kabelki, inne
drobne przedmioty lub części garderoby należało ich szukać w psim koszyku.
Kiedyś
przyjechałam do rodziców i nie zdążyłam jeszcze się odwrócić, kiedy pies już
biegał po domu z moimi skarpetkami wyciągniętymi z torby podróżnej. Skarpetki
odebrałam, inaczej pewnie należałoby ich szukać w jej koszyku.
Problem z rozrabianiem pojawił się jeden i to też na krótko. Stanowiło go odkrycie przez Małą, jak można fajnie bawić się wodą – wodą w misce. Zamiast pić wodę, pies wskakiwał do miski przednimi łapami i odpychając się tylnymi kończynami jeździł sobie po podłodze w kuchni, rozchlapując wszystko dookoła. Na szczęście szybko dał sobie wytłumaczyć, że woda do tego nie służy.
urocza kluska wijąca się niczym piskorz, zdjęcie własne |
Mała w wieku kilku miesięcy, zdjęcie własne |
Zapraszam do lektury kolejnych opowieści z psiego życia.
Paulina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz