wtorek, 5 stycznia 2016

PSIE OPOWIEŚCI, opowieść pierwsza

Chciałabym zaprezentować serię krótkich opowiastek o ukochanym czworonogu. Temat niezwykle wdzięczny, pokazujący, jak życie nasze byłoby ubogie bez wiernych towarzyszy – psów. Doceńmy je zatem. Nie traktujmy jak zabawki, kaprys, czy przykry obowiązek, kiedy pora na spacer, a za oknem słota.
Głównym bohaterem tego działu będzie Dharma – Owczarek Niemiecki, pies moich rodziców.

Dara – pacholęciem będąc

Ma cztery łapy, merdający ogon (podobno wyrażający różne emocje), jak każdy pies, ale dla mnie – to ten jeden, wyjątkowy:
Dharma, choć wszyscy wołają ją Dara lub Mała.
Mała – to gwoli ścisłości paroletni Owczarek Niemiecki. Przezwisko wzięło się pewnie od tego, że gdy pojawiła się w mojej rodzinie miała 2 miesiące i była drugim psem obok dostojnej starszej już Sary (także Owczarka Niemieckiego). Mała, słodka, okropnie ruchliwa kluska, składająca się głównie z zębów ostrych niczym igły.

Mała w wieku 3 miesięcy, zdjęcie własne


Przez pierwsze dwa lata życia była wychowywana przez Sarę, póki ta nie przeniosła się do lepszego wymiaru. Mała widziała w starszej koleżance mamusię. Sara początkowo była zazdrosna i ją odtrącała. Potem już cierpliwie znosiła zaczepki młokosa. Kiedyś spokojnie wędrowała na spacerze, podczas gdy małe diable wisiało z zaciśniętymi zębami na jej szyi. Czasami traciła cierpliwość. Na pamiątkę Mała ma lekko naderwane ucho.

Dara nie sprawiała dużych kłopotów wychowawczych i tych utrapień na ogół wiążących się ze szczeniakiem w domu, typu porozkładane gazety na podłodze i poobgryzane kapcie. Jako szczeniak obsikiwała podłogi w domu tylko przez trzy dni. Rodzice wzięli ją na sposób. Wyczuli, że odruch opróżniania pęcherza ma po tym jak się budzi. Kiedy tylko przejawiała oznaki powracania do świadomości po krzepiącej drzemce i zaczynała wiercić w swoim koszyku, natychmiast była brana pod pachy i wyrzucana na podwórko. Było to o tyle proste, że rodzice mieszkają w domu na łonie natury, a nie w bloku, więc dostęp do podwórka był szybki i prosty. Po trzech dniach, Mała sama zameldowała piskiem, pod drzwiami wyjściowymi, że chce na dwór. Rodzice w porę nie załapali meldunku, więc się zsikała pod drzwiami. Od tej pory już wyczulili się na komunikaty płynące z pieska i w efekcie kałuże na podłodze przestały być dla wszystkich problemem.

Dara nie niszczyła też przedmiotów. Miała za to syndrom chomika, tzn. chowała sobie do koszyka napotkane na swej drodze gadżety. Nie niszczyła, poprzestawała na przywłaszczaniu. Kiedy zaginęła skarpetka lub gatki, na 99% należało ich szukać w koszyku Małej.
Pewnej nocy moją mamę obudziły jakieś niepokojące dźwięki. Na pierwszy rzut ucha wydawało się, że w domu zagnieździły się myszy – bardzo duże myszy, ewentualnie duchy. Szuranie, chrobotanie, coś jakby wleczenie, brakowało tylko posępnego wycia. Wystraszona, zapaliła światło i zobaczyła małe psie ciałko wlekące po drewnianej podłodze ładowarkę do telefonu. Ciałko ze swoją zdobyczą zmierzało do koszyka, żeby dołączyć ją do kilku innych przedmiotów codziennego użytku ukrytych pod siennikiem. Od tej pory, gdy ginęły ładowarki, kabelki, inne drobne przedmioty lub części garderoby należało ich szukać w psim koszyku.
Kiedyś przyjechałam do rodziców i nie zdążyłam jeszcze się odwrócić, kiedy pies już biegał po domu z moimi skarpetkami wyciągniętymi z torby podróżnej. Skarpetki odebrałam, inaczej pewnie należałoby ich szukać w jej koszyku.

Problem z rozrabianiem pojawił się jeden i to też na krótko. Stanowiło go odkrycie przez Małą, jak można fajnie bawić się wodą – wodą w misce. Zamiast pić wodę, pies wskakiwał do miski przednimi łapami i odpychając się tylnymi kończynami jeździł sobie po podłodze w kuchni, rozchlapując wszystko dookoła. Na szczęście szybko dał sobie wytłumaczyć, że woda do tego nie służy.


urocza kluska wijąca się niczym piskorz, zdjęcie własne

Mała w wieku kilku miesięcy, zdjęcie własne


Zapraszam do lektury kolejnych opowieści z psiego życia.

Paulina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz