środa, 11 listopada 2015

Renata Paulina Jarkiewicz „Po skarby Hiszpanii”, Navae Res, 2014 rok



Dla urzędników - Renata, dla rodziny, przyjaciół i znajomych – Paulina. Rodzice nigdy nie nazwali mnie pierwszym imieniem, dlatego bardziej utożsamiam się z tym drugim. Moja pierwsza książka „Po skarby Hiszpanii” dostała oba imiona, do wyboru do koloru, kto które woli.
Piszę od dziecka. Tę powieść napisałam w wielu 15 lat. Potem, w towarzystwie innych przedstawicieli mojej twórczości, przeleżała parę lat w szufladzie. W końcu wyciągnęłam ją. Dopieściłam styl. Jeszcze raz sprawdziłam fakty historyczne i w końcu, za namową rodziców, wysłałam do wydawnictwa.

To nie jest moje pierwsze dzieło, ale ulubione. Dlatego, jako pierwsze wyszło poza granice szuflady i ujrzało światło dzienne.

zdjęcia i koncepcja własne, Wilanów, październik 2015 r.    


Od dziecka interesowałam się historią, a czasy Tudorów należą do moich ulubionych okresów w dziejach Anglii. Królowa Elżbieta I zawsze mnie fascynowała. Jako dziecko obejrzałam serial produkcji BBC z Ględą Jackson w roli tytułowej. Od tej pory nie mogę otrząsnąć się spod uroku rudowłosej władczyni, która kilkadziesiąt lat zasiadała na tronie Anglii, wyciągając kraj ten z chaosu i umacniając na arenie międzynarodowej.


kadr z filmu „Elizabeth R” z Glendą Jackson w roli tytułowej, dla mnie Elżbieta – królowa Anglii już zawsze będzie miała twarz Glendy


To czasy rozkwitu Anglii zarówno pod względem gospodarczym, naukowym i kulturowym. To małe, wyspiarskie państwo przeciwstawiło się porządkowi ówczesnej Europy. Królowa utrzymała religię protestancką. Panowała też samodzielnie bez królewskiego małżonka. Może dzięki temu Anglia mniej uczestniczyła w konfliktach zbrojnych, bardziej koncentrując się na stabilności i rozwoju wewnętrznym. Nie znaczy to jednak, iż militarnie nic się nie działo. Anglia cudem uniknęła podbicia przez katolicką Hiszpanię trzęsącą ówczesnym „stałym kontynentem”. Posiadając mniejsze środki finansowe, bez zaplecza gospodarczego w postaci zamorskich kolonii, była w stanie się rozwijać, szkodzić Hiszpanom na morzu i gdy przyszła na to pora, obronić się przed ich najazdem. Zawdzięcza to takim ludziom jak: sir John Hawkins, sir Walter Raleigh i największemu korsarzowi wszechczasów – sir Francisowi Drakeowi. El Draque – jak go nazywano – to taki XVI wieczny Chuck Norris. Nic nie było mu straszne. Nie znał ograniczeń. Żył jak bohater niejednej epopei. To jemu poświęcona jest moja powieść. Nie występuje w niej osobiście, ale jest duchem, patronem i motorem tego opowiadania.


Portret sir Francisa Drakea z National Portrait Gallery, Londyn. Widać, że poza tym, że zdolny i dzielny, do kulawych też nie należał


Bohaterami „Po skarby Hiszpanii” są korsarze – dokładniej - załogi dwóch angielskich galeonów, które nie tylko walczą z Hiszpanami, rabując ich z zamorskich kosztowności, ale również rywalizują między sobą. Cała opowieść jest potraktowana z przymrużeniem oka. Poczucie humoru odgrywa tu najważniejszą rolę. Nie ma scen przesadnej przemocy, mimo że fach moich bohaterów ma więcej do czynienia z awanturą i przelewaniem krwi niż z zadumą natury filozoficznej. Jest za to akcja, przygoda i rzetelne tło historyczne, które jednak nie przytłacza. Książka powstała z pasji. Jej głównym celem jest bawić. Dać wytchnienie w tych zabieganych, smutnych czasach, gdzie wszyscy są nerwowi, ciągle czegoś poszukują, czegoś im brakuje, więc są do tego jeszcze sfrustrowani, a nad wszystkim panuje duch polityki i korporacji.


Polecam lekturę i podaję linki z opiniami innych, które znalazłam w internecie:


Paulina

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz